Luna szła przez błonia w stronę Zakazanego Lasu. Potrzebowała
odrobiny samotności... Nie, potrzebowała jego, ale nie chciała się do tego
przyznać, nawet sama przed sobą. Szła zapatrzona w ciemne drzewa, kiedy nagle ktoś złapał ją za rękę. Już sięgała
po różdżkę, kiedy zobaczyła, kto to. Serce jej zamarło, ale nie ze strachu,
tylko ze szczęścia.
-Cześć- powiedział nieco zziajany
Neville.- Czemu jesteś tu sama?
-Hej- odpowiedziała nieco
speszona, ale szczęśliwa.- Musiałam pobyć sama, ale...
-Jak chcesz, to sobie pójdę...- nie
powiedział nic więcej, bo Luna przerwała mu pocałunkiem. Całowała delikatnie, ostrożnie,
a on odpowiadał jej tym samym. W końcu był naprawdę szczęśliwy.
-Musimy iść do szkoły, pomóc przy rannych- szepnęła Luna, cmoknęła go w usta, złapała za rękę i pobiegła tam, skąd przyszła.
-Musimy iść do szkoły, pomóc przy rannych- szepnęła Luna, cmoknęła go w usta, złapała za rękę i pobiegła tam, skąd przyszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz